niedziela, 24 marca 2019

Moja ABBA, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu | 20.03.2019


Ten wpis miał tak naprawdę nie powstać, ponieważ spektakl, o którym traktuje grany jest już od kilku ładnych lat (premiera była w 2013 roku) i przypuszczam, że niemal każdy, kto chciał go zobaczyć, pewnie już zobaczył.

Jednak "Moja ABBA" w reżyserii Tomasza Mana uwiodła mnie na swój sposób, zauroczyła, omotała i uznałam, że krótki tekst na temat sztuki nie zaszkodzi. A nuż przekonam jakąś jednostkę, która nie jest związana z teatrem, a chciałaby się do niego wybrać, lecz nie wie od czego zacząć. Jeśli ktoś znalazł się w takiej sytuacji, to "Moja ABBA" to idealny spektakl na początek. Wszak dobrze jest zacząć od czego, co się zna, a piosenki szwedzkiej grupy ABBA zna każdy.

Ona kocha ABBĘ. Śpiewa piosenki ABBY, kiedy tylko może, a całe sąsiedztwo ma już dość hałasu i tej dziwnej fanaberii, bo nie śpiewaniu się nie kończy. Do tego dochodzi stylizacja na Agnethę Fältskog - wysokie buty, błyszcząca sukienka, niebieski makijaż i blond peruka. Mąż (Konrad Imiela) i córka (Helena Sujecka) również nie podchodzą entuzjastycznie do tego osobliwego hobby, jest im wstyd za to, co się dzieje i za to, że ciągle muszą się przed kimś tłumaczyć z zachowania żony/mamy. Niczym rycerz na białym koniu pojawia się reżyser (Maciej Maciejewski), który w tym wszystkim widzi potencjał i proponuje kobiecie własny program w telewizji.

Scenografia jest prosta i minimalistyczna, bo składa się na nią właściwie tylko to, co niezbędne podczas przedstawienia - mikrofony, pulpity z lampkami, dwie gitary i cztery krzesła, na których siedzą bohaterowie, z czego główna bohaterka - fanka ABBY - siedzi tyłem do widowni przez niemalże cały czas trwania spekatklu, od czasu do czasu odwracając się na moment. 

Początkowo myślałam, że będzie to spektakl o realiach PRL-u, gdzie w szarym świecie niczym superbohaterowie pojawiła się kolorowa ABBA, dając ludziom trochę radości i nadzieję na lepsze jutro. I owszem, taki wątek też się pojawia, ale w formie retrospekcji, a cała reszta dzieje się tu i teraz.

Trwająca 70 minut sztuka jest tak naprawdę złożona z krótkich monologów i dialogów, które przedstawiane są na zmianę przez kolejne postaci: mamę (Justyna Antoniak), tatę (Konrad Imiela), córkę (Helena Sujecka) i reżysera (Maciej Maciejewski). Dzięki nim poznajemy historię o miłości, marzeniach i podejmowaniu pewnych - niekoniecznie słusznych - decyzji w życiu, którą przeplata wciąż żywa muzyka ABBY. Słyszymy doskonale znane utworu, jednak w nowych, autorskich aranżacjach. Część z nich śpiewana jest a capella z wykorzystaniem różnych - czasem zaskakujących - przedmiotów, a część wykonywana przy akompaniamencie gitary.


Całą czwórkę aktorów ogląda się z przyjemnością, i z równie wielką przyjemnością słucha się ich wykonań. Szkoda tylko, że utwory są tak krótkie - w większości przypadków nie słyszymy całej piosenki, a jedynie krótsze lub dłuższe fragmenty. Nie można natomiast odmówić im tego, że doskonale uzupełniają libretto i wraz z nim tworzą spójną całość.

Ten spektakl mnie ujął, ponieważ odebrałam go dość osobiście. Szwedzka muzyka jest mi szczególnie bliska - to cząstka mojej historii, jeden z elementów życia, które sprawiły, że jestem tym kim jestem. Z tego powodu ta prosta opowieść o spełnionych i niespełnionych marzeniach wzruszyła mnie ogromnie. Na szczególną uwagę i wyróżnienie zasługuje wykonanie "Thank you for the music", przy którym zakręciła mi się łezka w oku ;)

"Moja ABBA" to taki spektakl, który polecałabym osobom rozpoczynającym przygodę z teatrem lub na który zaprosiłabym moich rodziców, którzy nie są teatralnymi fanatykami. Jest lekki i przyjemny, a prosta, słodko-gorzka historia okraszona niemałą dozą humoru i świetnymi aranżacjami hitów ABBY powinna przypaść do gustu właściwie każdemu.


Spektakl: Moja ABBA
Miejsce: Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Scena Ciśnień
Premiera: 12.05.2013
Byłam: 20.03.2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz