poniedziałek, 3 czerwca 2019

Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Och-Teatr w Warszawie | 1.04.2019


"Stowarzyszenie Umarłych Poetów" to kultowy film z 1989 roku w reżyserii Petera Weira, który miałam okazję oglądać kilka lat temu. Zrobił na mnie duże wrażenie i mocno zapadł mi w pamięć, dlatego jak tylko dowiedziałam się, że w Och-Teatrze wystawiany będzie spektakl oparty na scenariuszu Toma Schulmana, zdecydowałam, że przy najbliższej okazji na pewno się na niego wybiorę.

Przypuszczam, że fabuła jest większości doskonale znana - w Akademii Weltona, szkole dla chłopców z wieloletnią tradycją, wraz z początkiem kolejnego roku szkolnego pojawia się nowy nauczyciel języka angielskiego, John Keating (w tej roli Wojciech Malajkat). Jego nowatorskie podejście i niekonwencjonalne metody nauczania początkowo zaskakują i poniekąd bawią przywyczajonych  do sztywnych zasad uczniów, lecz z biegiem czasu otwierają im oczy na świat, budzą w nich wrażliwość, a także motwują do zmian. W momencie, gdy uczniowie odkrywają Stowarzyszenie Umarłych Poetów, do którego należał nigdyś ich nauczyciel, zaintrygowani postanawiają przywrócić je do życia.

Głównym bohaterem, a także jednym z uczniów szkoły jest Neil Perry (w tej roli Maciej Musiałowski; wymiennie z Maciejem Musiałem), chłopak poddający się woli rodziców, spełniający ich ambicje, wbrew własnym przekonaniom i marzeniom. To on przechodzi największą przemianę, to on jest tym najbardziej wrażliwym, a jednocześnie przewodzi całemu przedsięwzięciu i reaktywuje Stowarzyszenie Umarlych Poetów. Staje przed dylematem: gonić marzenia i iść własną drogą czy nadal wiernie poddawać się woli rodziców, w której nie ma miejsca na uczucia, plany i pragnienia drugiej jednostki? Doskonale przedstawiona postać pierwszoplanowa, która jednocześnie chce zawalczyć o siebie, ale boi się sprzeciwu i braku zrozumienia. 

Młode pokolenie aktorów wcielających się w uczniów (Adrian Brząkała, Radomir Rospondek, Jakub Sasak, Aleksander Sosiński, Jędrzej Wielecki) perfekcyjnie kreuje postaci - doskonale widać między różnice w zachowaniu i temperamencie, każdy z chłopców nich jest inny, każdy ma swoje indywidualne cechy i sposób bycia. Zachwycają.

Nie inaczej jest w przypadku doświadczonych aktorów z wieloletnim stażem (Wojciech Malajkat, Mirosław Kropielnicki, Paweł Pabisiak), którzy przedstawiają swoje postaci w sposób niezwykle wiarygodny. John Keating kreowany przez Wojciecha Malajkata, od pierwszego momentu wzbudza w widzu sympatię - jest człowiekiem ciepłym, wyrozumiałym, momentami zabawnym, a przy tym wzbudzającym zaufanie i szacunek. Jednocześnie potrafi być stanowczy, pouczyć i dać reprymendę, kiedy zajdzie potrzeba. Swoją obecnością w szkole niejako sprzeciwia się panującym w niej zasadom, tym samym zdobywając uznanie uczniów. Jego podejście inspiruje do zmian, a on sam stara się pokazać swym podopiecznym inny sposób patrzenia na świat.

Mirosław Kropielnicki w roli dyrektora szkoły oraz Paweł Pabisiak wcielający się w ojca Neila przerażają, jednocześnie znakomicie oddając bezwzględny, apodyktyczny charakter swoich postaci. Obaj wzbudzają w widzach niechęć, złość, pogardę wobec podejmowanych przez nich decyzji i działań, a dodatkowo ich czyny wywołują olbrzymie poczucie niesprawiedliwości.




Źródło zdjęć: www.ochteatr.com.pl

Nie potrafię wskazać, który z aktorów ujął mnie najbardziej. W tym przedstawieniu nie ma złych ról - zostały znakomicie obsadzone. Nie ma też nikogo, kto wybijałby się w którąś stron i sprawiłby, że mogłabym go w jakiś sposób wyróżnić. Wszyscy grają na porównywalnym, wysokim poziomie. 

W Och-Teatrze widzimy znakomicie zagraną, teatralną wersję filmu. Miejscami byłam szczerze rozbawiona, pełna nadziei i natchniona, a następnie czułam ogromny żal, smutek, bezsilność i złość. To tylko oznacza, że cel został osiągnięty, a cała praca została wykonana prawidłowo. Na pochwałę zasługuje też lekki i przystępny przekład Bartosza Wierzbięty.

Scenografia (projektu Marcina Glandy) jest prosta, jednak w łatwy sposób pozwala przenieść akcję w inne (kolejne) miejsce - jest rząd ławek (jak na sali szkolnej), stoły z krzesłami (jak w klasie), a także rampa (jak w skateparku). Na wyróżnienie zasługuje genialna gra świateł i efekty dźwiękowe, przenoszące nas z miejsca w miejsce.

Spektakl umila ciekawa choreografia połączona z energetyczną, elektroniczną muzyką, które pojawiają się, kiedy chłopcy wspólnie się uczą lub przemieszczają poza szkołę. Ruchy składające się na choreografię są cykliczne i rytmiczne, co dodatkowo oddaje powtarzalny charakter wykonywanych przez chłopców czynności i rutynę w ich życiu.

Prawdę mówiąc, jedyne do czego mam zastrzeżenia, to nagłe wzrosty głośności muzyki na moment, by po chwili znów ścichła - wprowadzało to zamęt i było po prostu nieprzyjemne.

Z teatru wyszłam usatysfakcjonowana i uważam, że spektakl w reżyserii Piotra Ratajczaka jest dobrze zrealizowany, choć bardzo "filmowy", natomiast ma uniwersalne przesłanie i przypadnie do gustu wielu osobom.  Jeśli ktoś ma ochotę się na niego wybrać, poznać tę historię lub po prostu sobie ją przypomnieć, to jak najbardziej szczerze polecam!

Nie dziwię się też, że zorganizowano specjalne spektakle dla szkół (na godz. 12:00 - sama byłam, bo bardzo pasowała mi taka pora), ponieważ uczniowie mogą wybrać się do teatru na przyjemną i wartościową sztukę, która nie zrazi, a być może nawet zachęci ich do teatru - z tego, co zauważyłam i uslyszałam, młodzież była zadowolona, z tego co zobaczyła.


Spektakl: Stowarzyszenie Umarłych Poetów
Miejsce: Och-Teatr
Premiera: 28.03.2019
Byłam: 1.04.2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz