poniedziałek, 3 lutego 2020

Przybysz, Teatr Collegium Nobilium | 30.11.2019 recenzja


"Trzeba obraz wryć w pamięci, żeby później za nim tęsknić."

Na pewno pamiętacie scenę ze "Shreka", w której przybywyszy do Duloc, Osioł uruchamia śpiewającą szopkę i po skończonym seansie entuzajstycznie mówi "Oooo, ja chcę jeszcze raz!". Tak właśnie wyglądała moja reakcja po każdej z dwóch wizyt na "Przybyszu". I chcę jeszcze raz, ale zdaję sobie sprawę, że kiedyś będzie ten ostatni i zastanawiam się, czy w ogóle zdążę się nacieszyć obecnością tego spektaklu. Wszak to spektakl dyplomowy, a te nie wiszą na afiszu zbyt długo. I chciałabym się nie przywiązać do tego tytułu, bo wiem, jak ciężko będzie mi go pożegnać i jak będę za nim tęsknić, a - o losie! - on właśnie między innymi o tęsknocie i rozłące mówi.

"Przybysz" łączy w sobie wszystko, co kocham w teatrze - świetne aktorstwo, zachwycające wokale, porywającą muzykę, skromną scenografię i poruszającą historię. Nic więc dziwnego, że spektakl ten nie tylko mnie zachwycił, ale i kompletnie wciągnął w cały około-przybyszowy świat. Pierwszy raz tak kompletnie zachłysnęłam się tym, czego doświadczyłam - od wykonania, przez muzykę, teksty, koncepcję, kończąc na samym materiale źródłowym.

Wojciech Kościelniak wraz ze studentami IV roku aktorstwa teatru muzycznego stworzył coś niezwykłego - spektakl muzyczny oparty na motywach powieści graficznej Shauna Tana "The Arrival", czyli mówiąc wprost - książce bez tekstu, za to pełnej ilustracji, układających się w uniwersalną opowieść o emigracji, nadziei, wyobcowaniu i samotności.

Fabuła dotyczy tytułowego Przybysza, który opuszcza kraj opanowany przez groźnego smoka i udaje się w podróż w nieznane w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca dla siebie i rodziny. Trafia do świata, w którym wszystko jest nowe, obce i zupełnie inne od tego, co do tej pory znał. Próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości - szuka zakwaterowania, pracy, a także poznaje ludzi, którzy dzielą się swoimi historiami i opowiadają, co zmusiło ich do emigracji w poszukiwaniu azylu. Ich opowieści mają słodko-gorzki charakter, komizm przeplata się ze smutkiem i żalem, a pieśni są pełne emocji. Po tygodniach rozłąki, Przybyszowi udaje się sprowadzić do siebie rodzinę.





fot. Andrzej Wencel

To nie pierwszy raz, gdy fantastyczny świat "The Arrival" przeniesiono na deski teatru (w internecie można znaleźć fragmenty kilku inscenizacji), jednak Wojciech Kościelniak podszedł do tematu niekonwencjonalnie i zdecydował się ubrać tę niemą historię w słowa i piosenki. Poprzez wzbogacenie "Przybysza" o tekst, poddał go swoistej interpretacji, nadał przedmiotom i istotom nazwy (tworząc przy tym niebanalne zbitki słowne) i szczegółowo nakreślił dzieje postaci, co w przypadku książki zostało pozostawione analizie odbiorcy.

Czy ta historia na tym zyskuje, czy traci - nie jestem w stanie jednoznacznie określić i sama skłaniałabym się ku stwierdzeniu, że obrazy z książki doskonale komplementują scenariusz "Przybysza". Jedno bez drugiego może istnieć, ale znajomość "The Arrival" znacznie ułatwia zrozumienie tego, co dzieje się na scenie i w tekstach piosenek, bo to one prowadzą nas przez nieznany świat.

W przypadku niezapoznania się z ilustracjami Tana (i tu nawet nie mówię o dogłębnym analizowaniu, tylko zwykłym przejrzeniu albumu) świat przedstawiony może wydać się jeszcze bardziej surrealistyczny, niż w istocie jest i może to powodować lekkie zagubienie, zmieszanie, o co chodzi z tymi wszystkimi dziwnymi stworzeniami. A może to jednak pożądane odczucie w kontekście baśniowości "Przybysza"? Przecież te stonowane ilustracje w sepii i szarości ukazujące abstrakcyjne żyjątka oddają i wywołują podobne uczucia.

Scenografia jest uboga - budują ją głównie walizki, w początkowej i końcowej scenie ustawiane na kształt dzioba statku, i wiszące w tylnej części sceny sznury. Od czasu do czasu pojawiają się rekwizyty w postaci pacynek i origiami. Kostiumy - proste, ciemne, wręcz zwyczajne. Niektóre z nich mają znaczenie symboliczne. Zasadniczą rolę w przedstawieniu odgrywają aktorstwo, muzyka oraz ruch sceniczny.

Na ogromne wyróżnienie zasługuje fenomenalna muzyka Mariusza Obijalskiego. Melodie są rytmiczne, nastrojowe i zapadają w pamięć. Rzadko kiedy uznaję musicalowe ścieżki dźwiękowe za dobre w pełni, a ta przybyszowa właśnie taka jest - tu nie ma gorszych utworów, całościowo oddają magiczny klimat, a w połączeniu z mistrzowskimi partiami wokalnymi potrafią wywołać cały wachlarz emocji. 

Aktorzy zachwycają zdolnościami, zarówno wokalnymi, aktorskimi, jak i wytrzymałościowymi. Ewelina Adamska-Porczyk odpowiedzialna za choreografię nie dała chwili wytchnienia tym młodym artystom i przez dwie godziny wszyscy są w niemalże ciągłym ruchu. Muszą jeszcze przy tym śpiewać. Kilkanaście piosenek. Wow.

Są młodzi, zdolni i udowadniają, że do musicalu nie trzeba angażować kilkudziesięcioosobowej ekipy. Każdy z nich jest inny, ale razem tworzą magnetyczną mieszankę i doskonale ze sobą współbrzmią.

Michał Juraszek błyszczy w przezabawnej i niezwykle obrazowej scenie dopasowywania klucza właściwych drzwi do lokum. Gosia Majerska zachwyca różnorodnością rybodziobich świergotów. Od Patrycji Grzywińskiej w solowym tańcu z ptakiem origami nie można oderwać wzroku. Filip Karaś jako żywiołowy Paszczogon wzbudza litość, ale też sympatię. Przemądrzałe wywody Inteligenta (Dominik Bobryk) wywołują uśmiech na twarzy, a jego opowieść o kraju gigantów jest niezwykle sugestywna. Natalia Kujawa rozczula w tragikomicznych scenach ze statku czy targowiska, a jej wykonanie piosenki o kraju dymiących piecy przyprawia o dreszcze. Historia Starego (Kuba Szyperski) jest jedną z tych najbardziej poruszających, a utwór o dramatycznej wyprawie na wojnę zostaje z widzem długo po zakończeniu spektaklu. 

Wszystkich, którzy nie mieli jeszcze okazji doświadczyć "Przybysza", serdecznie do tego zachęcam. Nie mogę obiecać, że przypadnie do gustu każdemu, ale przypuszczam, że fani spektakli muzycznych wyjdą usatysfakcjonowani, jeśli nie zachwyceni. Pozostali też nie powinni być obojętni. Mam szczerą nadzieję, że to jeszcze nie koniec mojej przygody z "Przybyszem" - moją pierwszą w pełni świadomą miłością teatralną. Już nigdy nie spojrzę w ten sam sposób na walizkę, origami czy nawet chmury.

Przybysz. Mój ulubiony. Najlepszy. TOP 1.

Spektakl: Przybysz
Miejsce: Akademia Teatralna, Teatr Collegium Nobilium
Premiera: 29.11.2019
Byłam: 30.11.2019, 13.01.2020