wtorek, 19 lutego 2019

Hamlet, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy | 19.01.2019



"Hamleta" w Teatrze Dramatycznym początkowo trochę się obawiałam, a głównej przyczyny swoich nie do końca uzasadnionych obaw dopatruję się w inscenizacji z Benedictem Cumberbatch’em, którą miałam okazję oglądać w zeszłym roku w kinie i która niestety nie zrobiła na mnie większego wrażenia.


Następnie, po przeczytaniu pierwszych obiecujących zapowiedzi spektaklu, zalała mnie fala entuzjazmu i w mojej głowie zaczęła kreować się wizja, jak to wszystko może wyglądać. W międzyczasie przeczytałam dramat Szekspira, aby z odświeżoną w głowie historią pojawić się w teatrze dzień po oficjalnej premierze. I rzeczywiście - to, co zaprezentowano w Teatrze Dramatycznym w dużej mierze pokryło się z moimi przypuszczeniami, natomiast po cichu liczę, że "Hamlet" będzie jeszcze przez pewien czas ewoluował. Już teraz jest satysfakcjonujący, ma wielki potencjał, choć chyba jeszcze nie wszystko jest na swoim miejscu.


Za reżyserię odpowiada Tadeusz Bradecki, a głównymi motorami napędowymi i idealną okazją do wystawienia kolejnej, czwartej już na deskach Dramatycznego, inscenizacji "Hamleta" były: nowy przekład tragedii autostwa Piotra Kamińskiego oraz przypadające na rok 2019 obchody 70-lecia Teatru Dramatycznego.



Scenografia autorstwa Andrzeja Witkowskiego jest minimalistyczna, prosta i w moim odczuciu trochę nierówna. Część cmentarna robi dobre pierwsze wrażenie - wygląda realistycznie, wprowadza nas w tajemniczny nastrój, dodatkowo budząc lekki niepokój. Z kolei część zamkowa jest wielką zagadką. Co autor miał na myśli - nie wiem, bo żaden z jej elementów nie przypomina wnętrza zamku. Niemniej, Dramatyczny przyzwyczaił mnie już do skromnych scenografii, więc nie jest to coś, co zaważa na mojej ocenie. Podobne odczucia mam też do kostiumów, gdyż niektóre z nich sprawiają wrażenie zbyt teraźniejszych, z kolei inne prezentują się bardzo dobrze. Natomiast scenografia i kostiumy to tylko tło, ponieważ to co ma nas zachwycić, to przede wszystkim gra aktorów.












Zdjęcia: Katarzyna Chmura | Źródło: www.teatrdramatyczny.pl

Krzysztof Szczepaniak w tytułowej roli po raz kolejny udowadnia, że jest aktorem wybitnym. Jego Hamlet jest niezwykle wiarygodny - z łatwością można wyczuć rozdarcie wewnętrznie, które dotyka bohatera. Widać też niezdecydowanie, nieustanną bitwę z myślami i porywczość. Jednocześnie, Krzysztof Szczepaniak zadbał, by błyskotliwe, często uszczypliwe komentarze i ironiczny humor Hamleta nie umknęły uwadze widza. Bardzo doceniam fakt, iż obecny w dziele Szekspira czarny humor jest tu wyraźny i dostrzegalny, i pozwala na subtelne rozluźnienie atmosfery. Zachwycona jestem monologiem "Być albo nie być", ponieważ został wygłoszony w bardzo wyważony sposób - nie jest zbyt patetyczny, nie został wyeksponowany na tle pozostałych kwestii, lecz stanowi element spójnej całości. Szczepaniak w naturalny sposób uzewnętrznia swoje rozterki i robi to z klasą, bez niepotrzebnej emfazy i maniery.

Nie mam większych uwag do Pary Królewskiej, czyli Anny Moskal i Macieja Wyczańskiego. Anna Moskal ze swoją szlachetną urodą idealnie pasuje do roli królowej Gertrudy. Wygląda pięknie, ale też i gra pięknie. Scena sporu z Hamletem, gdzie Gertruda dowiaduje się prawdy o śmierci byłego męża i obłędzie syna wygląda bardzo autentycznie - królową targają silne emocje i jednocześnie jest dosłownie rzucana po podłodze przez syna. Anna Moskal i Krzysztof Szczepaniak dają w tej scenie z siebie wszystko i za to należą się im brawa. Maciej Wyczański jako Król Klaudiusz pozytywnie mnie zaskoczył, natomiast uważam, że w dwóch momentach brakowało silniejszej reakcji, głębszej emocji czy przerażenia - kiedy aktorzy ogrywają scenę bratobójstwa oraz kiedy Gertruda wypija zatrute wino. I tu pojawia się zagwozdka, bo nie wiem, czy to przypadkiem nie jest naumyślna kreacja. Być może Maciej gra złego króla, którego nic nie rusza tudzież króla, który stara się stłamsić emocje, i to tłumaczyłoby jego zachowanie w wymienionych przeze mnie sytuacjach.

W pamięci utkwili mi znakomity Mariusz Wojciechowski w roli Poloniusza oraz Modest Ruciński jako bezwzględny, dążący do celu Fortynbras - rola niewielka, ale bardzo zapamiętywalna.


Świetna jest też trupa aktorów wystawiających „Morderstwo Gonzagi” - Adam Ferency, Henryk Niebudek, Kamil Siegmund i Zbigniew Dziduch. Każdy z nich podobał mi się na swój sposób, a wyjątkowo zauroczył mnie Henryk Niebudek, który w późniejszej części występuje jako Ozryk. Adam Ferency wciela się również w rolę grabarza, jest w niej znakomity i nie ma co ukrywać, że w tym momencie kradnie przedstawienie. Szkoda mi, że tak niewielką - choć znaczącą - rolę otrzymał Mateusz Weber jako Horacy, wszak jest jednym z moich ulubionych aktorów Dramatycznego, a w "Hamlecie" jest go jednak bardzo mało.


Natomiast zupełnie nie przekonała mnie Martyna Byczkowska w roli Ofelii. Jako poczytalna wypada bezbarwnie, kwestie wypowiada w bardzo dziwny, niepewny sposób. W drugim akcie jest już trochę lepiej, chociaż jej obłęd w moim odczuciu jest chaotyczny, może zbyt nowoczesny, przypomina odurzenie narkotykami. Brak mi rozpaczy i żalu, w które mogłabym uwierzyć. Może taka była wizja reżysera, może taka była wizja Martyny, nie zamierzam tu nikogo winić, ale ja po przeczytaniu Hamleta miałam zupełnie inny obraz tej postaci w głowie. Zaskakująca i poniekąd szokująca jest też relacja Ofelii z bratem. W trakcie spektaklu mocno zastanawiałam się, czy podczas czytania książki czegoś przypadkiem nie przeoczyłam.


A skoro już poruszyłam temat brata Ofelii, Laertesa, w którego wciela się Kamil Szklany, to dodam, że wielkim atutem spektaklu jest walka szermiercza między nim a Hamletem - dynamiczna, trzymająca w napięciu, wygląda autentycznie, mimo że aktorzy doskonale wiedzą, jaki będzie kolejny ruch przeciwnika.


Mimo że sztuka trwa ponad trzy godziny, ogląda się ją dobrze - akcja toczy się wartko, a fabuła została skondensowana do optymalnego minimum, dzięki czemu czas trwania spektaklu jest nieodczuwalny.


Podsumowaując, "Hamlet" nie porywa bogatą scenografią, nie ma tu szalonych wariacji na temat tekstu, tylko dość wierna dziełu Szekspira inscenizacja. Najbardziej uderzające jest dla mnie zakończenie, bo nie takiego finału się spodziewałam, ale zdradzać go nie będę - kto zechce, ten się wybierze i zobaczy sam. Całość została uzupełniona niezwykle przyjemną, wprowadzającą tajemniczy nastrój muzyką. A zmierzając ku końcowi - tak jak napisałam na początku, mam nadzieję, że spektakl na przełomie kolejnych tygodni i miesięcy przejdzie delikatną przemianę. Bardzo możliwe, że za jakiś czas wybiorę się ponownie, by zobaczyć, czy i na jakiej płaszczyźnie zaszły zmiany. Uważam, że "Hamleta" w reżyserii T. Bradeckiego warto zobaczyć choćby dla roli Krzysztofa Szczepaniaka, bo to on w dużej mierze go tworzy, natomiast całościowo spektakl oceniam jako dobry, zrealizowany w sposób poprawny, ale niepozbawiony wad.


Spektakl: Hamlet
Miejsce: Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy, Scena im. G. Holoubka
Premiera: 18.01.2019
Byłam: 19.01.2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz